Słyszałem nie raz — malowanie? Dla dzieci? Czy to nie strata czasu? A ja ci powiem, że to właśnie w tych kilku kolorowych plamach, na kartce brudzącej ręce, leży potężna moc rozwoju i ekspresji. Dzieciaki nie malują, żeby stworzyć jakieś arcydzieło, one malują, żeby dać ujście wszystkiemu, co kotłuje się w ich małych głowach. I nie ma tu absolutnie żadnej przesady.

Kiedy dziecko bierze do ręki kredkę czy pędzel, czuje wolność, której dorosłym brakuje. Nie musi trzymać się linijek, ram czy ograniczeń, które my sobie narzucamy. Na samym początku życia cała rzeczywistość jest dla dziecka jedną wielką eksploracją. Kiedy maluje, sprawdza, jak działa świat — jak kredka sunie po papierze, jakie ślady zostawia farba na skórze.

To właśnie dzięki malowaniu dzieci uczą się, że mają kontrolę, mogą stworzyć coś z niczego, a to buduje ich poczucie wartości. Każda plama to krok bliżej do poznania siebie, swoich emocji i granic.

Nieważne, co dziecko stworzy — ważne, że to jego dzieło. Kiedy patrzy na gotowy obrazek, ma wrażenie, że coś osiągnęło, coś po sobie zostawiło. Wtedy zaczyna wierzyć, że ma moc sprawczą, że może tworzyć, zmieniać, działać. I to jest moment, w którym nabiera pewności siebie.

Dzięki malowaniu dzieci uczą się, że ich działania mają znaczenie, a to fundamentalne dla ich rozwoju. Nawet jeśli nikt poza nimi nie zobaczy tego obrazka, dla nich będzie to ważne osiągnięcie. Takie poczucie, że ich wizje mają wartość, pozostaje na całe życie.